LUBIEŻNY TELEPATA
Korzenie drzew niczym żylaste fallusy wbiły się w bagienny grunt. Konary pozbawione liści połyskiwały metalicznie, a ich splątane kształty przypominały kłębowisko żmij, których zwisające ogony głucho pluskały w mętnej wodzie. Promienie słońca z trudem przenikały kaptur gałęzi, jakby na przekór jakiejś złej sile przeciskały się smugami światła, co rozjaśniało krainę odcieniami fioletu, który intensywniał w zakamarkach i tonął w głębinach cieniach. Bagna okryte pasmami mgły radiacyjnej wypuszczały bąble powietrza, tętniły podwodnym życiem. Narastający jęk, przepełniony agonią jakiejś istoty, wybuchł przeciągłym krzykiem poczym zgasł nagle. Przejmujący dźwięk zwabiły ogromne, latające stworzenia, które gromadząc się w chmary podążyły za świeżym zapachem krwi. Tajemniczy świat ożył brzęczeniem owadzich skrzydeł.
Ston Are, biegacz numer cztery, uchylił szybkę kasku i poczuł stęchliznę gnijących w błocie roślin. Z niedowierzaniem rozglądał się wokół siebie. Wstrząsnął nim lodowaty dreszcz, na twarzy ukazało się zdziwienie a szeroko rozwarte oczy wypełnił strach. Wyobraźnia gwałcona tym, co widzi zaczęła płodzić obrazy krwiożerczych bestii, których drapieżne twarze rodziły się w cieniach drzew i mrużąc czerwone ślepia kłapały głodnymi szczękami z, pomiędzy, których kapała ślina; plum, plum – dźwięczało mu w uszach coraz głośniej.
Are starał się opanować przerażenie i aby skierować myśli na inny tor zajął się poprawianiem ubioru ochronnego. Sprawdził urządzenie sterujące umieszczone na pasie. Okrągła klamra posiadała sześć przycisków, rozmieszczonych dookoła jej średnicy. Pierwszy z napisem „POW” otwierał butlę z powietrzem, którą miał zapiętą na plecach. Następny przycisk „OTW” umożliwiał rozszczelnienie kombinezonu składającego się z czterech części. Trzeci włącznik „REF” zapalał dwie prostokątne lampy umieszczone na ramionach niczym żołnierskie pagony. Kolejny przycisk „NOK” włączał noktowizor w kształcie szerokich okularów, które w czasie działania opuszczały się na wysokość oczu. Piąty przycisk „TER”, był zarazem pokrętłem i utrzymywał ustawioną temperaturę niezależnie od otoczenia, ostatni „ZAM” służył do zespolenia i uszczelniania kombinezonu w jednolita całość.
Ston zainteresował się dziwnym stworzeniem, które latało wokół niego. Z kabury wyjął uniwersalny pistolet laserowy, który oprócz pojedynczych i seryjnych strzałów posiadał jeszcze dwie opcje, można go było przestawić na funkcję - „świetlny miecz”, oraz zastosować jako granat. Skrzydlaty robak podleciał jeszcze bliżej. Przypominał kilkakrotnie powiększonego komara. Biegacz numer cztery wycelował i strzelił. Wiązka światła pomknęła. Stopiła stworzeniu skrzydła i bezwładny korpus wpadł w bagno. Wielki owad próbowało dopłynąć do brzegu, ale na powierzchni wody powstał wir i coś wessało zdobycz z głuchym mlaśnięciem. Podwodny żarłok, któremu trafiła się niespodziewana uczta, wydalił z siebie powietrze bańki zabarwione krwią.
Are zadowolony z celnego strzału schował pistolet. Pochwa była umieszczona na lewym udzie, co świadczyło, że program komputerowy zorientował się w jego leworęczności. Po prawej stronie miał umieszczony obusieczny nóż, wyciągnął go. Przeciął nim parę razy powietrze, wykonując uniki i pchnięcia w niewidzialnego wroga.
- Trochę za krótki - określił rozmiar i z pogardliwą minę dodał. – Ale do cięcia gałęzi nadaje się doskonale. Posłuży mi jako maczeta.
Zegar kontrolny zamigotał zielonym światłem, wyświetlił napis „START ZA 10 SEKUND”. Ożyła czerwona wskazówka busoli i pokazała nakazany kierunek biegu. Przypomniał sobie proste zasady testu - składały się z czterech punktów.
- Po pierwsze, mam pokonać pięć kilometrów - recytował na głos. - Po drugie, za każdy przebyty metr jeden punkt. Po trzecie, za zabicie atakującego stworzenia sto punktów. Po czwarte, na mecie będzie odliczenie punktów za doznane rany i uszkodzony sprzęt, według określonego cennika - wyliczał odchylając palce jak małe dziecko.
Niespodziewanie do jego świadomości wcisnął się fragment instruktażu prowadzanego przez telepatę.
- ...z góry przepraszam za moje erotyczne skłonności, które poprzez podświadomość wpływają na scenariusz testu psychofizycznego. Jest to spowodowane, wykorzystywaniem moich zdolności do filmów, delikatnie mówiąc erotycznych. Jeśli macie jakieś skrywane dewiacje psychiczne, one również przejawią się w transformacji waszych wirtualnych odpowiedników. Dlatego muszę was uprzedzić. Możecie się przestraszyć samych siebie. - Po tych słowach zaśmiał się szyderczo, wywołując ogólny niesmak wśród pilnych słuchaczy.…
Biegacz pełen złych przeczuć chciał jak najszybciej zobaczyć własne odbicie. Pośpiesznie podbiegł do lustra wody. Nachylił się i ujrzał krępą sylwetkę. Otworzył szerzej szybkę, ale to mu nie wystarczyło - ściągnął z głowy kask i uwolnił ciemne włosy. W mętnej wodzie odbijały się jego oczy ukryte w krzaczastych brwiach.
- Ufff... – odetchnął głęboko i uśmiechnął się do swojego odbicia. Zrobił groźną minę, szczerząc zęby. - To miłe - wyszeptał z ulgą. - Gdy człowiek przekona się, że akceptuje swój wygląd. Ta drobna zmiana w objętości mięśni nie ma znaczenia. Podobam się sobie – rzekł z dumą, napinając mięśnie, aż odznaczyły się wyraźnie w dopasowanym kombinezonie.
Are był zadowolony z ciała tętniącego energią. Jako młody człowiek odbył obowiązkową służbę wojskową w oddziałach specjalnych. Było ciężko, ale zahartował ciało i przeszedł gruntowne szkolenie pod względem psychofizycznym. Miał nadzieję, że to zaowocuje i pomoże mu w pozytywnym zaliczeniu biegu.
Nagle powierzchnia wody zafalowała. Ston usłyszał głośny plusk, który wyrwał go z zamyślenia i zmącił odbitą postać. Było już za późno na przemyślaną reakcję, sięgnął po pistolet laserowy, ale nie zdążył nawet wyciągnąć pistoletu. Stwór przypominający ogromnego węgorza wyskoczył błyskawicznie z wody. Rozwarł uzębioną paszczę, szeroko niczym potrzask na niedźwiedzie i rzucił się w kierunku twarzy zaskoczonego człowieka. Ręka uzbrojona w nóż zareagowała odruchowo, zasłoniła twarz. Ostrze przeszło przez rozwartą paszczę i przeszyło zwierzęciu mózg. Ciemna krew chlusnęła obfitą strugą po rękawicy biegacza i rozbryzgała się na jego twarzy. Oślizgły zwierz zdążył owinąć się wokół szyi niedoszłej ofiary i przygniótł go do ziemi.
Zaatakowany człowiek odwinął z karku długi ogon. Trzęsącymi rękami włożył na głowę kask, który nieopatrznie zdjął przy oglądaniu swojego odbicia i zamknął szybkę. Włączył na klamrze pasa przycisk z napisem “POW” i przez chwilę oddychał głęboko, uspokajał oddech. Zrobiło mu się gorąco, więc ustawił termostat na mniejszą temperaturę. Postanowił, że pistolet laserowy będzie trzymać w gotowości do strzału. Nóż ujął w prawą rękę. Po tych czynnościach minęło zdenerwowanie.
Are powoli rozpoczął bieg. Ustalił odpowiednie tempo i wyrównał oddech. Z daleka omijał podejrzane bagna. Kask skutecznie wzmacniał sygnały dźwiękowe. Biegacz reagował na każdy podejrzany odgłos, często oglądał się na boki i za siebie. Gąszcz drzew przeszkadzał w utrzymaniu nakazanego kierunku, więc kluczył szukając mniej zarośniętych miejsc i torował sobie drogę cięciami noża. Zwolnił tempo, aby trochę odpocząć. Przetarł zabłocony zegar. Odczytał aktualne wskazania cyklicznie zwiększającej się wartości.
- Idzie mi całkiem dobrze, zdoby… - I nie dokończył, ból w plecach odebrał mu oddech. Uderzenie rzuciło nim o ziemię. Przytomnie odwrócił się na plecy, aby widzieć przeciwnika. W tym momencie kolczasty ogon zawisł nad jego głową i nagle zaczął spadać z dużą prędkością. Biegacz zwinnie przeturlał się w bok. Uderzenie przecięło bagno. Błoto rozbryzgało się na boki. Ston pośpiesznie wstał, ale był zbyt blisko jaszczura i nie miał czasu na kontratak. Gad błyskawicznie zwinął ogon i uderzył nim jeszcze raz. Kask zamortyzował wstrząs, ale mimo to zaatakowany człowiek poczuł silne oszołomienie. Zaczął się cofać do tyłu na chwiejnych nogach. Tymczasem potwór pewny zwycięstwa przymrużył żółte ślepia i przysiadł w gotowości do skoku.
Are nie był w stanie dokładnie wycelować. Strzelił w kierunku głowy zwierzęcia i poślizgnął się w błocie, upadł na plecy. Zwierz trafiony w bok tułowia zaryczał z bólu i skoczył na leżącą ofiarę. Pod ciężarem ogromnego cielska grunt rozstąpił się. Czarna maź pochłonęła ich całkowicie. Cielsko jaszczura przygniatało, ciągnęło w głębinę.
Bezsilny biegacz numer cztery wraz z oprawcą zanurzał się w gęstą ciecz, która powoli wciągała ich w ciemną otchłań. Butla z powietrzem umożliwiała oddychanie, ale to tylko przedłużało oczywistą agonię bezsilnej ofiary. Narastający szum w uszach i ból żeber powoli i bezwzględnie odbierał świadomość.
** *
Ston Are ocknął się w swoim łóżku, był cały spocony. Poranne słońce przemykało przez listwy żaluzji, tworząc na przeciwległej ścianie świetlistą zebrę. Zapowiadał się słoneczny, bezchmurny dzień.
- Dopóki smog wyziewów, budzącego się miasta, nie pożre słońcaaaa... - Przeciągnął ostatnie słowo ziewając, jakby chciał coś połknąć, długo przecierał oczy. - Jak mało człowiekowi potrzeba do szczęścia? Czasem wystarczy obudzić się z koszmaru - mówił z poczuciem ulgi, na jego twarzy zajaśniała błogość. - To tylko zły sennn!... - Zamruczał specjalnie głośno, mając nadzieję, że obudzi dziewczynę śpiącą obok.
Właśnie odwracała się do leżącego obok. Podłożył kobiecie rękę pod głowę. Wtuliła się w jego ramiona. Przez chwilę słuchał jak spokojne oddycha.
- No, ale czas do roboty… Świat czeka na nowego geniusza – powiedział to specjalnie głośno, jednoczenie nachylając się nad nią i przywarł do rozgrzanych bioder, które jeszcze parowały od sennych marzeń.
Lubił na nią patrzeć, gdy spała. Nie była piękna, ale on miał dosyć cukierkowych na siłę upiększanych lalek, które w strachu przed starością wycinały z twarzy zmarszczki przy udziale skalpela. Operacje plastyczne, w dobie kultu młodości, stały się tak powszednie jak wizyty u dentysty. Tylko kobiety silne psychicznie akceptowały swoje charakterne niedoskonałości. Szanował ją za to, że nie uległa kolejnej modzie.
- Tylko jak długo wytrzyma? - Zapytał sam siebie z narastającą obawą, oślizgłe zwątpienie wpełzło w umysł jak jadowity waż.
Rada „Zdrowe dziecko” wspaniale wywiązała się z zadania. Skojarzyła go, oczywiście według odpowiednich testów genetycznych i długich formularzy, właśnie z tą kobietą, którą nie dawno poznał. Wspólnie doszli do porozumienia, że zapłodnienie nastąpi w sposób naturalny, co oczywiście było pewniejsze no i przyjemniejsze. Gdyby jednak po pewnym czasie okazało się, że nie pasują do siebie, to po prostu postanowili zostać przyjaciółmi dla dobra planowanego potomka. To był uczciwy układ. Na początku był przeciwny tym grubiańskim interwencjom Rady i jej zabawom w Stwórcę, ale ostatnio ogarnął go strach przed dziećmi ze zdolnościami telepatycznymi. Naukowcy tłumaczyli coraz częstsze narodziny mutantów ze zdolnościami parapsychicznymi zanieczyszczeniem środowiska naturalnego.
Komputer włączył się automatycznie. Spikerka melodyjnym głosem czytała najświeższe wiadomości ze świata. Monitor wiszący na ścianie bombardował obrazami z lokalnych zamieszek na tle etnicznym i religijnym. Rodzące się konflikty urastały do długotrwałych wojen ciągnących się w beznadziejną przyszłość, w której fanatyczne ugrupowanie zapuszczały międzynarodowe korzenie. Zbrojna plaga naszych czasów rozrastała się do niebotycznych rozmiarów w zastraszającym tempie. Terroryzm karmiony fałszywymi ideami, rozkwitał nienawiścią, a jego krwawe, gorzkie owoce truły strachem, gniły zemstą i pozostawiały po sobie lepki odór śmierci, oraz bezsilność niewinnych ludzi.
Głos spikerki wyrwał Stona z zamyślenia.
- A teraz czas na dobre wiadomości i ogłoszenie. Międzynarodowy instytut lotniczy „Kosmoglob” proponuje, za odpowiednią opłatą, test selekcyjny dla kandydatów, z których zostanie wyłoniona załoga promu kosmicznego. Rabunkowa polityka wielkich, przemysłowych korporacji doprowadza do wyeksploatowania złóż naturalnych i co za tym idzie do zanieczyszczenia środowiska. Obecnie doświadczamy narastających anomalii pogodowych i zmian klimatycznych na naszej planecie. Musimy się liczyć z ewentualnością, że będzie nam się żyło coraz gorzej i trudniej.
Obojętna twarz spikerki zmieniła się w migawki pokazujące kataklizmy przyrody powstałe na Ziemi na wskutek ocieplenia klimatu.
Ston zainteresował się masywem lodowca, który traciły kształty i kontury. Góry lodu odlepiały się od zboczy i z łoskotem wpadały w granatową toń oceanu. Następnie monitor ukazał obraz jakiegoś miasta wybudowanego w rejonie depresyjnym na brzegu morza, które właśnie rodziło ogromną falę. Piętrzący się słup wody otwierał bezzębną paszczę, i powoli pochłaniała drapacze chmur, jakby to były zamki na piasku, zbudowane przez beztroskie dzieci a nie żelbetonowe twory współczesnej myśli technicznej odporne na trzęsienia ziemi. Woda wdzierała się między blokowiska, zalewała ruchliwe ulice, na których ludzie w sznurach samochodów jechali załatwiać codzienne sprawy. Morze niczym gumka wymazywała oznaki cywilizacji, pozostawiając po sobie czystą powierzchnię wody i niemy kszyk zaskoczonych ludzi, którzy zapewne nie zdążyli się nawet zdziwić ufni w świetlaną przyszłość, zaklepaną długimi cyframi na kontach w bankach, których już nie było.
- Ten eksperymentalny projekt przeczekania na orbicie okołoziemskiej powstał na wskutek teorii naukowców, którzy twierdzą, że nasza cywilizacja ulegnie samozniszczeniu a garstka ludzi, którzy przeżyją wpadnie w otchłań epoki kamienia łupanego. Dlatego właśnie tworzymy grupę ochotników, którzy uśpieni w hibernacji, przetrwają aż do czasu, kiedy nasza planeta zregeneruje się, a wtedy oni przyspieszą rozwój nowej cywilizacji. W związku z powyższym, aby zwiększyć powodzenie misji, chcemy wybrać najlepszych. Potrzebujemy zdrowych genetycznie ludzi, sprawnych fizycznie i psychicznie. Mile widziane jest przeszkolenie wojskowe. Zapraszamy na badania i test psychofizyczny w studiu komputerowym, w którym sprawdzimy wasze predyspozycje. W dniu dzisiejszym organizujemy nabór kandydatów o specjalności oficer zwiadu...
Ston powiedział do komputera, aby ściszył nadawane wiadomości i puścił nastrojową muzykę, postanowił obudzić swoją partnerkę. Czyli zacząć dzień od dobrego uczynku. Odwrócił ją delikatnie na plecy. Kołdra osunęła się odkrywając sterczące piersi. Przebudzona popatrzyła na niego zaspanymi oczami. Nieoczekiwanie jej twarz zaczęła się zmieniać. Karnacja cery zrobiła się ciemna, włosy zaczęły falować, usta puchnąć, a oczy wypełniła zwierzęca żądza. Transformacja fizyczna kobiecego ciała wprowadziła w umyśle napalonego kochanka kompletne zamieszanie i przerodziła się w zakłopotanie. Gdzieś ze strzępów świadomości dudnił krzyk.
- Ja śnię! To sen! W takim razie, co jest rzeczywistością? - zapytał i przypomniał sobie wszystko. Następnym odczuciem było narastające przerażenie. - Ja chcę dalej spać! Śnić coś pięknego! - wrzeszczał przez sen, rzucając się między kablami hipnowirtuatora w okrągłej świetlistej sali.
To widział tylko on, największy geniusz telepatyczny ostatnich czasów Sam Hade, który nie przejął się tym zbytnio. Obojętnie popatrzył na czwarty monitor, na którym migała obrazami wirtualna kraina. Dotknął na klawiaturze, jednocześnie dwa przyciski F4 i F5. Przymknął oczy. Urządzenie w kształcie hełmu nad jego głową zamigotało wyładowaniami elektrycznymi. Mutant o zdolnościach parapsychicznych uśmiechnął się lubieżnie, oblizał soczyście usta, wyszeptał:
- No to zaczynamy zabawę. Trzeba tych dwoje rzucić na patelnię zmysłów. Ta para powinna być lekko przypieczona, krwista od bólu i przerażenia. Wtedy dopiero będą się starać a ja będę się delektował smakiem tego, co sobie upichciłem.
Are obawiał się dalszej próby. Miał świadomość nierealności wirtualnej krainy, ale bał się tego, co przygotował dla niego sadystyczny reżyser. Starał się obudzić z koszmaru i zerwać z siebie kable hipnowirtuatora, wytężał wolę i wszystkie siły wewnętrzne, w końcu bezsilny uległ nieugiętej woli telepaty.
Czarna i naga postać, która jeszcze przed chwilą była kandydatką na zapłodnienie rozsiadłą się na nim jak kwboy na rodeo. Piękną murzyńską twarz szpeciły dwa białe kły. Rozszczepiony język badał otoczenie i w końcu wymacał tętnicę. Wampirzyca przyssała się do szyi żądna krwi. Ston wystraszył się i usiłował zrzucić z siebie głodną napastniczkę, ale kobiece uda ściskały mocno, a biodra niecierpliwie szukały czegoś, gdy były blisko upragnionego celu odczuł ich okrężne, falujące ruchy. Przez cały czas miał nieodparte wrażenie, że ktoś obserwuje ten intymny sen, jakby stał obok i podglądał bezczelnie.
-A, co mi tam. To w końcu tylko erotyczny koszmar. Trochę seksu wirtualnego jeszcze nikomu nie zaszkodziło – przez jego umysł przechodziły bezwiedne myśli podsycane narastającym podnieceniem. W końcu poddał się.
Ciała kochanków z sennego koszmaru splątały się ze sobą w mocnym uścisku, przekręcały, turlały, jak podczas walki zapaśników, kiedy siła zawodników jest wyrównana. Zabolało, senna zmora ssała mocno, oderwał ją od szyi, ale ona zwinnie przemieściła się niżej, a tam już miała się, czego trzymać.
-Oj! Ojojoj.. Ale się przyssała – krzyczał przez sen. O kurwa!!! Ale silnie… Oj!!! Trochę przesadzasz! Diablico niewyżyta! Delikatniej!…
Przyjemność gwałtownie narastała, a wampirzyca znowu zmieniła pozycję. Przemieściła się na z góry upatrzony wzgórek łonowy i potraktowała jego biodra jak siodło ogiera, którego za wszelką cenę należy ujarzmić, Are poczuł się już dostatecznie ujeżdżony i wyeksploatowany jako koń.
***
Ston ocknął się z powrotem w cyberprzestrzeni. Oszołomiony rozejrzał się pełen złych przeczuć. W pierwszej chwili nie mógł zrozumieć, co się z nim stało. Leżał na plecach w błocie, kombinezon miał oblepiony przerośniętymi pijawkami, które ssały materiał z głodną zaciekłością. Ledwie wstał, były ogromne i razem stanowiły pokaźny ciężar. Na szczęście nie miały zębów, nie były w stanie przebić się przez materiał ochronny do upragnionej krwi. Mimo to ssały mocno, a ich wygłodniałe jamy gębowe nie dawały za wygraną. Zaczął odrywać je po kolei. Po namyśle ucinał im głowy, nie było to łatwe ani przyjemne, ale zależało mu na dodatkowej punktacji. Szczególnie ciężko poszło mu z ostatnią pijawką, która ssała zawzięcie krocze. Po wielu nieudanych próbach, bo nawiasem mówiąc wcale mu się nie spieszyło, wziął się na sposób. Przykucnął, stanął paskudzie na ogon obiema stopami i podskoczył. Olbrzymia pijawka oderwała się z głośnym cmoknięciem.
- Uuuu…chuuu... chuuu... - wysapał zadowolony. - Tobie daruję życie. Zasłużyłaś sobie na to. Musisz oblizać się smakiem – żartował i patrzył jak wielka pijawka wpełzała w błoto. - Poszukaj sobie gdzie indziej smoczka do zabawy. Mój nie jest dla dzieci – mówił do niej bezwiednie dopóki nie zniknęła w bagnie. Machał dłonią, jakby żegnał kogoś bliskiego.
Are uzgodnił nakazany kierunek z wskazówką busoli i ruszył dalej. Zabił osiemnaście pijawek.
- Otrzymałem dodatkowo tysiąc osiemset punktów - przeliczył w myśli z nieukrywaną satysfakcją, sprawdzając na zegarze wzrost punktacji. Uśmiechnął się zadowolony z siebie i zrelaksowany niedawnym przeżyciem. - Co się działo, jak straciłem przytomność? - Zastanawiał się na głos, chcąc poskładać w logiczną całość minione chwile. - Wygląda na to, że pijawki, aby ułatwić sobie ssanie zdobyczy, wyciągnęły mnie z głębiny...
Stanął zaskoczony dziwnym widokiem. Z drugiej strony bagna, w błocie, wił się znajomy kształt oblepiony pijawkami. Postanowił pomóc zaatakowanej postaci. Podszedł bliżej i stwierdził, że ofiarą była kobieta w srebrzystym kombinezonie. Na butli z powietrzem widniała cyfra pięć. Zaczął zrywać z jej ubioru pijawki. Wielkie robale ssały nawet te intymne miejsca. Po każdym oderwaniu jamy gębowej kobieta jęczała. Wreszcie uporał się z wielkimi pijawkami i uchylił biegaczce szybkę kasku. Zamiast krzyku bólu usłyszał jadowity szept.
- No i co się kurwa wtrącaszzz... Co chceszzz? Kto cię prosił o pomoc? Znalazł się bohater…- wyrzucała z siebie słowa pełne żalu. - Spadaj gnoju! Taki piękny sen mi przerwał. Głąb pieprzony! Jak można kobiecie przerywać w takim momencie? Wandal!!!...
Are pośpiesznie wstał i uciekł, zostawił za sobą gderającą towarzyszkę, która jeszcze długo rzucała za nim wyzwiskami. W końcu konkurentka wymachując bronią ruszyła w swoją stronę, zła jak wszyscy diabli - razem wzięci.
- Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane – biegacz numer cztery przytoczył znane powiedzenie pukając się pistoletem w kask. - W końcu to rywalka. Powinno mi zależeć na jej wyeliminowaniu - robił sobie wyrzuty. Potem jeszcze długo śmiał się ze swojej dobroczynności. - Ale mi się dostało, ciekawe, co jej się śniło?- Zapytał w myśli. Niespodziewanie usłyszał natarczywe słowa, to była obca mu świadomość.
- Wyobraź sobie, że mieliście wspólny sen. Ale dla niej, nie skończył się tak szybko, bo jak wiesz kobiety dłużej doznają i przeżywają. Musisz przyznać, że to była całkiem przyjemna przyssawka - dudnił wewnętrzny śmiech, który zaskoczony słuchacz rozpoznał jako głos telepaty. Ston przyśpieszył bieg jakby chciał uciec przed nieprzyjemnym rechotem.
Podłoże stało się twarde i kamieniste. Wreszcie skończył się bagienny teren. Trzęsawiska okrzepły, a drzewa przestały zasłaniać perspektywę. Ston stanął na wzniesieniu. Przed nim rozpościerał się piaszczysty teren.
Zastygłe morze złotego piasku błyszczało w słońcu, a słaby wietrzyk tworzył pomarszczone wydmy. Przestrzeń falowała od gorąca tworząc drżące miraże złotej wody. Dalej wiła się wstęga srebrzystej rzeki. Za nią rozpościerał się las, zjeżony jak garb wystraszonego kota, któremu na karku pękły olbrzymie wrzody i straszyły w postaci kraterów.
Widok rozciągający się przed biegaczem numer cztery napawał optymizmem i dodał mu nowych sił. Sprawdził pulsujące cyfry na monitorze zegara kontrolnego. Przebył trzy tysiące sześćset dwadzieścia siedem metrów. Zabił dwadzieścia atakujących stworzeń. Razem zdobył pięć tysięcy sześćset dwadzieścia siedem punktów. Do ukończenia biegu pozostało mu około półtora kilometra. Pofałdowana przez wydmy powierzchnia miała około kilometra długości, kończyła się kamienistym brzegiem rzeki, która miał ze sto metrów szerokości.
- Czyli po drugiej stronie wody czeka na mnie upragniona meta i rozliczenie strat, których nie posiadam – zauważył z zadowoleniem, klepiąc się radośnie po umięśnionych udach. – Nie mam strat w sprzęcie, ani tym bardziej uszkodzeń fizycznych. Żadnych punktów ujemnych. To będzie całkiem niezły wynik. Godny pierwszego miejsca - dodał z dumą.
Are wznowił powoli bieg, jednak po pewnym czasie musiał zwolnić, niemal szedł. Podłoże stało się grząskie. Często przystawał i rozglądał się uważnie, jak przystało na doświadczonego zwiadowcę. Niebo było czyste i nic nie wskazywało na powietrzny atak. Trochę to go dziwiło, bo na tej odkrytej powierzchni był widoczny z dużej odległości. Stanowił łatwy cel dla jakiegoś skrzydlatego stworzenia. Określił na oko dystans, jaki go dzielił do powierzchni wody. Do rzeki dzieliło biegacza jakieś sto metrów. Miał nadzieję, że telepata zajmuje się innymi uczestnikami testu i dał mu wreszcie święty spokój. Pomyślał z niechęcią o mutancie, który miał wpływał na scenariusz jego zmagań i natychmiast pożałował. Stracił grunt pod nogami.
Piach utworzył wir. Powstał ogromny lej, który wciągał biegacza do centrum. Stona ogarnął instynktowny strach. Uległ panice, ale im bardziej starał się wygrzebać na powierzchnię, tym mocniej coś wielkiego drgało i wsysało zdobycz głębiej. Ręce mu omdlały, nogi drżały z wysiłku. Gdy opadł z sił zrozumiał, że nie uniknie wirtualnej śmierci. Przypomniał sobie słowa dowódcy, który w młodości szkolił go na poligonie.
-„...każdy problem należy rozważyć na spokojnie, bez niepotrzebnych nerwów...”.
Are powoli opanował się, zaczął szukać możliwości uniknięcia śmierci, walczył z narastającym niepokojem. Strzelanie do piasku nie miało sensu. Umysł wypełnił się obrazami oślizgłych dżdżownic z wijącymi się tułowiami. Wyglądało na to, że został skazany na powolną śmierć, przez mielenie w długim przewodzie pokarmowy jakiegoś padalca. Poddał się, zrezygnowany uchylił szybkę kasku, przybliżył pistolet laserowy do ust.
Potwór powoli wsysał piasek, a jego bezradna ofiara czekała na nieunikniony koniec i patrzyła w lejowatą gardziel, która rosła z każdą chwilą. Biegacz numer cztery złapał mocniej cyngiel pistoletu. Trzęsącym palcem naciskał, aż do pierwszego oporu. Spodziewał się, że za moment wirtualny hełm wygenerują impuls elektryczny, a on zacznie drgać porażony prądem. Ostatnia myśl o wybuchu bólu w jego realnej czaszce rozjaśniła mu oblicze nadzieją. Pośpiesznie wyjął broń z ust
- Mam wyjście!!! - Wrzasnął z entuzjazmem i popukał się miotaczem w kask. - Ale ze mnie gapa! Wysadzę w powietrze tego podziemnego robala. Dostanie ode mnie wybuchowe danie. Nienażarty sukinsyn!
Przygotował rękojeść broni do wyciągnięcia zabezpieczającej zawleczki, co powodowało uruchomienie zapalnika i w ciągu pięciu sekund następowała detonacja. Na szczęście uważał na instruktażu, kiedy telepata tłumaczył sposób obsługi uniwersalnego pistoletu laserowego. Ręce mu dygotały z nerwów. Starał się opanować, aby nie zrobić żadnego błędu. Miał świadomość, że to dla niego ostatnia deska ratunku i każdy błąd będzie nieodwracalny.
- Wyłaź wreszcie z tego piachu, ty obleśny krecie – zawołał do swojego prześladowcy. Przeklinał i wyzywał to coś, aby dodać sobie odwagi. - Pokaż swoją wstrętną mordę! Tłusta glisto! – Czekał gorączkowo na odpowiedni moment. - No, choć do mnie. To będzie twoje ostatnie beknięcie.
Potwór ukazał swoje krągłe kształty. Z piachu, o dziwo, wyłoniły się ogromne biodra, podobne do ludzkich. To, co zobaczył zaskoczyło Stona i wprawiło w zakłopotanie. Bezwiednie skorygował ostatnią wypowiedź.
- Albo pierdnięcie – wycedził przez zaciśnięte zęby.- Trochę ci skanceruję tę twoją pucułowatą buźko-pupkę. Teraz!!! - Doczekał się odpowiedniego momentu. Odbezpieczył granat i wrzucił go głęboko w mięsistą gardziel.
Głucho huknęło. Przez powierzchnię przeszedł dreszcz, po czym piasek zafalował i wytrysnął fontanną, która porwała człowieka w górę, gdy siła odrzutu osłabła bezwładne ciało spadło. Tuman kurzu powoli opadał, przykrywając postać, która przyjęła pozycję embrionalną. Przysypany po chwili wygrzebał się z piachu, z trudem chwytał powietrze. Sztywnymi od potłuczeń rękami opuścił szybkę kasku, którą podniósł, kiedy miał zamiar popełnić samobójstwo. Beczkowate szczątki turlały się po spadzistym brzegu, buchały dymem spalenizny. Cześć z nich wpadła z pluskiem do rzeki poczym gasła z sykiem. Nad powierzchnię wody wyskoczyło parę ryb. Kształtem przypominały wielkie welonki, ale ich masywne szczęki usiane szpiczastymi zębami jednoznacznie określały, czym się żywią.
Are opuścił ręce, zrezygnowany usiadł na kamieniu. Uświadomił sobie, ze stracił potrzebną broń, za co zostanie mu ujęte sporo punktów. Pozostał mu tylko długi nóż. Wyciągnął go z pochwy i zaczął nim rysować na powierzchni piasku, jakieś bezmyślne figury. Popatrzył w nurt rzeki, która pieniła się czerwono w miejscach, gdzie ucztowały głodne piranie. Z trudem powstrzymywał się przed przekleństwami pod adresem mutanta o zdolnościach parapsychicznych, wyzwiska same cisnęły się na usta. Świadomość punktów karnych powstrzymywała biegacza od wygarnięcia telepacie jakiejś soczystej wiązanki. Ale milczenie nie było łatwe i wymagało olbrzymiego wysiłku woli.
Po namyśle i uspokojeniu Ston doszedł do wniosku, że w czasie przeprawy przez wodę zajmie piranie jedzeniem. Postanowił zanęcić ryby do jednego miejsca, by przebyć rzekę w górnym jej biegu. Wziął się ochoczo do roboty. Po kolei staczał kawały rozerwanego stworzenia, które można było ułożyć w całość. To był gruby wąż zakończony po obu stronach otworami odbytowo-gębowymi, w kształcie ludzkich bioder. W miarę wrzucania do wody pozostałości potężnego tułowia, rozpętała się walka o jedzenie. Rzeka zagotowała się od głodnych ryb, z wody buchała krwawa piana.
Pozostał jeszcze jeden kawał wężowatej dżdżownicy, ale był najdalej i wyglądał na bardzo ciężki. Ocalała jama odbytowo-gębowa była drugim końcem zwierzęcia i najmniej ucierpiała w czasie wybuchu. W pierwszej chwili chciał zrezygnować z jej turlania, był wycieńczony wykonaną pracą. Jednak po przemyśleniu przyznał, że lepiej wykorzystać wszystko do zagłuszenia głodu żarłocznych piranii. Powoli podszedł do bryły mięsa. Zrobił parę głębszych oddechów, aby zebrać siły i oparł się o nią plecami. Nagle coś się poruszyło w jej wnętrzu. Are odskoczył i pilnie obserwował to dziwne zjawisko. Jakieś żywe stworzenie szamotało się we wnętrznościach, napinało twardą skórę w paru miejscach, do granic jej wytrzymałości.
- Zaraz coś się z niej wykluje! Nie dam rady szybko przeturlać taki kawał mięsa. Do wody jest jeszcze daleko. Co mam robić, uciekać? – Zastanawiał się wiedząc, że czas nagli. W końcu podjął jak sądził słuszną decyzję. – Czym ja się przejmuję? Stworzeniu jest przecież małe i będzie osłabiony porodem. A jak mnie zaatakuje, to zdobędę kolejne punkty - zdecydował zadowolony ze swojego wyrachowania.
Przebił nożem zrogowaciałą skórę i czekał na to, co wyjdzie z małego otworu. Nagle z wnętrzności wystrzeliła srebrna rękawica. Ston aż podskoczył ze strachu i w ostatniej chwili powstrzymał się od odruchowego uderzenia nożem. Patrzył zaskoczony jak druga ręka złapała za krawędź dziury i pośpiesznie rozdzierała przeciętą skórę. Biegacz obudził się z osłupienia. Cięciami noża powiększył szparę i wyciągał postać oblepioną śluzem. Czuł się jak weterynarz ciągnący płód cielaka, który wreszcie wylądował na nim, kątem oka zobaczył numer ubioru ochronnego, to była znajoma piątka.
Oswobodzona kobieta ścisnęła mi żebra udami. Pośpiesznie włączyła na pasie przycisk otwarcia kombinezonu. Zrzuciła z głowy kask, uwalniając jasne włosy i zawyła straszliwie.
- Uuuuuffff!!! Co tak kurwa sobie leżysz? Rozbieraj mnie! Pośpiesz się! - Wyrzucała z siebie słowa, starając się jak najszybciej ściągnąć kombinezon, który mocno przylegał do jej jędrnego ciała. – No ruchy! Szybciej pierdoło!
- Spokojnie! Nie chcę żebyś potem powiedziała, że zapomniałem o grze wstępnej – odgryzł się Ston zaskoczony nieoczekiwanym zachowaniem biegaczki. Był ostrożny, miał się przed nią na baczności. Poznał ją w początkowym etapie zmagań i rzecz jasna pamiętał jej słowa i wyzwiska.
- No nie gderaj tyle! Weź się wreszcie do roboty! Ruszaj się ciamajdo!!!- krzyczała natarczywie.
Stona nie trzeba było długo namawiać, bo ciało, które się ukazywało w coraz większych elementach było imponujące. Do tego poczuł narastające podniecenie i przyznał w duchu, że to w końcu wirtualny, bezpieczny seks, w którym wszystko jest dozwolone. Ściągał z biegaczki ostatnie części kombinezonu a ona jęczała.
- Ssss… O tak! Szybciej! Ale ulga! Ssss… Jeszcze tutaj! O tak! Yesss...
Gorąco aż biło od jej spoconego ciała, kropelki potu gromadziły się na powierzchni piersi, po czym skapywały ze sterczących sutków. A Are oniemiały patrzył jak ogromne krople rozbryzgują mu się na szybce kasku. Poczuł się podniecony do granic wytrzymałości. Chciał otworzyć swój kombinezon, który gniótł w kroku, ale akurat przysiadła mu klamrę pasa. Zaczął nagiej już kobiecie szperać między nogami, szukając odpowiedniego przycisku. W tym momencie biegaczka wstała jak poparzona i pobiegła w kierunku wody. Ston powoli uświadamiał sobie, co tak naprawdę było przyczyną jej dziwnego zachowania. Pośpiesznie wstał i pobiegł za nią.
- Cholera! Ale ze mnie głupiec – przyznał, kpiąc z samego siebie. - Przecież ona przez dłuższy czas przebywała we wnętrzu tej oślizgłej poczwary. W końcu kwasy żołądkowe zaczęły rozpuszczać włókna ubioru ochronnego - tłumaczył sobie dziwne zachowanie współ- biegaczki. - Naiwnie myślałem, że to na mój widok zrobiła się taka gorąca.
Ston chciał dogonić współbiegaczkę, gdy biegł uchylił szybkę kasku i krzyczał. Tymczasem naga kobieta wskoczyła radośnie do wody, chlapała rękami radośnie jak dziecko.
- Stój!!! Piranie! Wyjdź z rzeki! – wrzeszczał bezskuteczne, machał rękami. – Drapieżne ryby! Wychodź z wody wariatko!
Are wreszcie złapał dziewczynę w ramiona, uniósł. Wybiegł z wody, trzymając ją na rękach. Przysiedli razem na brzegu rzeki. Jedna z ryb przegryzła się przez materiał ochronny spodni. Oderwał piranię od łydki, popłynęła stróżka krwi. Pirania skakała bezwładnie na kamieniach.
Biegaczka numer pięć patrzyła nieprzytomnym wzrokiem, łapiąc z trudem powietrze - podobnie jak ryba drgająca na brzegu. Była w szoku i dopiero po dłuższej chwili uspokoiła się. Gdy zrozumiała, że jest naga w objęciach nieznanego mężczyzny, burknęła:
- A ty, co?! Łapy przy sobie! Coś się tak do mnie przyssał?
- Ratuję ci życie po raz trzeci i za każdym razem masz pretensje. Ale ze mnie głupiec – Ston wyrzucał sobie naiwność. Odsunął się od nagiej kobiety o parę kroków. Popatrzył na rywalkę i musiał przyznać, że to był piękny widok. Mógł z powodzeniem posłużyć jako motyw do namalowania aktu. Pomyślał o tym, bo miał zainteresowania plastyczne i lubił w wolnych chwilach coś namalować.
Naga kobieta siedziała z głową wtuloną w kolana. Skulona postać na kamienistym brzegu rzeki, w której tańczyły srebrzyste odblaski słońca. Chowała swój wstyd w podkulonych nogach.
Biegacz wyobraził sobie jak piękny byłby to akt, gdyby zaistniał na płótnie.
- Mogłabyś, chociaż podziękować - mruknął udając obrażonego.
- Dziękuję - powiedziała od niechcenia i pilnie patrzyła na swojego wybawiciela, jeszcze bardziej wtuliła się w kolana, zadrżała na całym ciele. – A to ty mi ten piękny sen przerwałeś – zauważyła już bardziej skruszonym głosem, marszcząc przy tym mały nosek. – I co się tak na mnie bezwstydnie gapisz? Skoro jesteś taki uprzejmy, to podziel się ze mną kombinezonem. Widząc wystraszoną minę biegacza dodała. - Przynajmniej na chwilę zanim podejmiemy decyzję, co dalej robić.
- A cóż to? Już jesteśmy wspólnikami! Tak szybko - drwił, bo postanowił się odgryźć za bezczelność i arogancję kobiety, która, jak sobie przypomniał, była przecież rywalką, a on obiecał sobie, że już nie będzie nikomu pomagał. - Tak się składa, że doskonale wiem, co trzeba zrobić. I jak chcesz wiedzieć właśnie przeszkodziłaś w realizacji mojego planu.
- No nie bądź takim egoistą. Czuję się dość niezręcznie bez ubrania -mówiąc to chciała go obłaskawić. Pilnie obserwowała reakcję biegacza, ale twarz mężczyzny wyrażała nadal obojętność. Nic sobie nie robił z jej opłakanego stanu, co wzbudziło w kobiecie bezsilną złość. Postanowiła zachęcić go do zmiany postawy, tym bardziej, że do jej umysłu wtargnął szept telepaty.
- Coś się tak rozsiadła na tych kamieniach, jak kwoka na jajach. No rób coś. Po drugiej stronie rzeki czeka na ciebie meta. Jeszcze nic nie jest stracone. Wykorzystaj kobiece wdzięki, no chyba je masz? – Wewnętrzne słowa reżysera tego całego zajścia kusiły z diabelską natarczywością. - Chyba nie muszę cię uczyć, co mężczyźni lubią najbardziej. To twoja ostatnia szansa! Dupo wołowa!!! No rób coś!!!
Kobieta klęknęła, odwróciła się bokiem do swojego rozmówcy i udając obrażoną rozłożyła krągłe pośladki na piętach, co jeszcze bardziej podkreśliło jej cienką talię. Do tego obrazu dodała niewinne spojrzenie, trenowane niejednokrotnie w czasie młodzieńczych drwin z młokosów udających mężczyzn.
Czujny telepata odczuł wzrost napięcia seksualnego u biegacza numer cztery i wykorzystał to natychmiast, podłączył się do świadomości mężczyzny.
- Uuuu…chu, chu... Ty to masz szczęście, chłopie. Chyba się w czepku urodziłeś. Ale ci się wirtualna dupka trafiła. O jo joj... - Świntuszenie przerwało pytanie, które telepata wyłowił z umysłu Stona. - Ona ci nie zagraża. Bądź spokojny... Przecież wiesz, jaki masz wynik. Jesteś najlepszy. Oblicz ile dostanie punktów karnych za brak kombinezonu, miotacza i noża, do tego nie zabiła tylu stworzeń, co ty. No chyba umiesz liczyć?
Are przez chwilę zastanawiał się i przeliczał w myśli, ale gdy biegaczka nieoczekiwanie odwróciła się do niego, pokazując na moment to, co ma między nogami, zdecydował się natychmiast. Nerwowo wybierał, z której części kombinezonu ma zrezygnować. W końcu postanowił na chwilę oddać górną część ubioru ochronnego. Przycisnął na klamrze pasa przycisk „OTW”, który za pomocą siły magnetycznej utrzymywał ubiór w całości. Zamki kombinezonu puściły, od pasa odpadły spodnie. Biegacz z głupią miną chwycił rozporek i starał się ukryć to, co tak natarczywie chciało ujrzeć światło dzienne. Odwrócił się pośpiesznie, ukazując gołe pośladki.
Biegaczka śmiała się do rozpuku i nie tylko ona, bo nawet otaczająca ich rzeczywistość wirtualna delikatnie jakby się rozmazała.
- Przez chwilę myślałam, że chcesz mi oddać spodnie – kobieta zakpiła z jego niezręczności i bezwstydnie wstała. - Nie mam zamiaru wstydzić się wirtualnych kształtów, które przecież tak naprawdę nie są realne, a moje prawdziwe ciało wcale nie musi być tak obfite, jak to. Zatańczyła przed nim piruet, rozbujała duże piersi. Podeszła bliżej, kołysząc przesadnie biodrami. Złapała biegacz mocno za pas, przyciągnęła gwałtownie do siebie.
- Byłabym straszną egoistką, gdybym nie okazała wdzięczności za szczodre serce. Mój ty słodki wybawicielu. Muuuuu – cmoknęła namiętnie ustami. Zaczęła otwierać zaciśniętą na rozporku piąstkę, którą mężczyzna kurczowo trzymał opadające spodnie, powoli palec po palcu, aż spodnie z powrotem opadły do kostek. Osunęli się razem na gorący piach.
- Jesteś mi coś winien za przerwany erotyczny sen - rzekła z udawaną złością.
Odwróciła biegacz brutalnie na plecy i zwinie wskoczyła na umięśniony tors. Szybko odnalazła sterczącą męskość i umiejętnie zatańczyła biodrami. A gdy już usadowiła się wygodnie nagle jakby sobie przypomniała niedawny galop, kiedy materiał kombinezonu palił jej skórę i zaczęła przyspieszać jednostajnie.
To był brutalny, szybki seks. Podświadomie czuli, że właśnie w ten sposób rozładują nerwy - napięte do granic wytrzymałości. Przyjemność przeżyliby na pewno wolniej i spokojniej, ale bezczelnie wtrącił się do tego intymnego związku telepata, który prosił błagalnym głosem:
- Tylko spokojnie. Nie ma, co przyspieszać. Mamy czas. Dużo czasu… Cholera jasna! Co wy wyrabiacie? Czy to gonitwa z przeszkodami? No nie!!! Dajcie się skupić! Egoiści! Sadyści! Masochiści! Wandale przyjemności…
Oboje słyszeli te słowa. Uśmiechnęli się porozumiewawczo i z satysfakcją zemsty jeszcze bardziej przyspieszyli. Przeszli do galopu jakby chcieli się nawzajem przegonić w osiągnięciu orgazmu. Nie mogli zapomnieć, że w każdym zakątku tego wirtualnego świata czaiło się niebezpieczeństwo i ta świadomość dodawała do ich przeżycia jakiegoś dreszczyku emocji, jakby robili to zawieszeni nad przepaścią na cienkiej linie, a każdy następny ruch powodował przecieranie kolejnych nici o ostrą skałę. Pędzili coraz szybciej i gwałtowniej, aż dotarli do celu. Bez tchu, bez sił, niczym konie ścigające się do upragnionej mety. Byli wyczerpani do granic wytrzymałości, ale szczęśliwi z wygranej. Ulga zawarta w krzykach była ogromna i głośna, a przyjemność bolesna. Gdy ochłonęli uświadomili sobie, że telepata ma ogromne możliwości odwetu. Pośpiesznie wstali gotowi do odparcia ataku. Widok otoczenia uspokoił ich.
Bezchmurne niebo, spokojna toń rzeki, która migotała promieniami słońca, żółty odblask pustej przestrzeni wokół, napawały spokojem. Zdziwili się, bo byli pewni natychmiastowego ataku jednego z wirtualnych potworów, patrzyli ze strachem dookoła. Biegacz podał kurtkę wirtualnej kochance, mówiąc.
- Pamiętaj to tylko pożyczka.
- O dzięki! Dobra, dobra. Zobaczymy jak na mnie leży - powiedziała udając obojętność i wyrwała mu z rąk podarunek.
Ston włączył na klamrze przycisk „ZAM”. Spodnie ubioru dopasowały się do pasa i utworzyły spójną całość. Górna część kombinezonu leżała na biegaczce naprawdę seksownie tym bardziej, że była za duża i lekko przykrywała jędrne pośladki.
- Fajnie leży - przyznała z aprobatą zadowolona kobieta. - Pasuje na mnie jak ulał - biegaczka paradowała przed biegaczem jak modelka na wybiegu. - Masz zegar kontrolny. - Podała mu osobiste urządzenie. - Muszę znaleźć swoje. Pójdę zobaczyć, czy nie ocalało coś z mojego ubioru - odbiegła w stronę bryły mięsa.
Are popatrzył za nią. Z przyjemnością oglądał krągłości, które cyklicznie wychylały się z dolnej krawędzi ubioru. Założył na nadgarstek zegar, jednocześnie uśmiechał się i oblizywał soczyście, pomyślał. Od tyłu, w tej seksownej kurteczce, wygląda jeszcze bardziej ponętnie niż na golasa, zauważył i przestraszył się swoim narastającym podnieceniem. Miał ochotę za nią pobiec, dogonić i ....
- No… rzeczywiście - bezczelnie pojawił się głos telepaty - Masz chłopie rację, ależ piękna pupcia, że aż palce lizać i smakować do bólu - podpuszczał mutant z drżeniem w głosie. - Człowieku do roboty!. Bierz ją na bis! No goń te pośladki, bo ci uciekną... Tak przyjemnie podskakują, a ty nic nie robisz impotencie - kusił natarczywie wewnętrzny głos.
Telepata wypowiedział to w złą godzinę, bo namiętna biegaczka numer pięć z czwórką wypisaną na osobistej butli Stona odnalazła swój pas, kask i zegar, założyła je na siebie i włączyła odpowiedni włącznik, górna część kombinezonu zespoliła się z pasem. Następnie podbiegła radośnie do brzegu i machając ręką oniemiałemu biegaczowi wskoczyła w nurt rzeki.
Ston jeszcze długo stał z głupią miną i dłonią bezwiednie wyciągniętą, jakby na pożegnanie kogoś bliskiego. Patrzył jak zanikają koliste ślady na wodzie. Minęła dłuższa chwila zanim doszedł do siebie. To był oczywisty koniec jego zmagań. Zrozumiał, że został wykorzystany i pojął własną naiwność - brak trzeźwego rozeznania sytuacji, poczuł się zgwałcony i poniżony.
- I tak jest ze mną przez całe życie - przyznał z rozpaczą. - Ileż to jeszcze razy, będą baby robiły mnie w jajo. Dobrze mi tak! Ale ze mnie pierdoła. O kurwa twoja mać!. - A miałem już wygraną w kieszeni. Byłem prawie na mecie. Ale nie, jeszcze było mi mało. Jeszcze chciałem sobie pociupciać na koniec.
Zrezygnowany biegacz usiadł na kasku już teraz zbytecznym i kończył zaczęty rysunek, teraz już palcem, bo oczywiście mieczyk też stracił. Nic go tak nie wkurzało jak złodziejstwo. Narastała w nim złość. Wirtualna dziewczyna okazała się spryciarą, która wie, czego chce i zrobiła z niego naiwne cielę.
- Nie będę spokojnie siedział i czekał na wirtualną śmierć.- To jeszcze nie koniec. O nie! Ty karłowaty kurduplu! - Obraził telepatę, ale wcale tego nie żałował. - Mam głęboko w dupie twoje punkty karne.
Rodząca się w biegacz numer cztery siła pobudzona adrenaliną umożliwiła szybkie zepchnięcie ostatniego kawałka mięsa do rzeki. Odszedł trochę dalej w górę rzeki i spokojnie zanurzył się pod powierzchnię wody. Wykorzystać moment, kiedy piranie były zajęte dodatkową ucztą. Starał się płynąć pod wodą - wolno, aby nie wabić drapieżnych ryb. Gdy brakowało mu powietrza spokojnie wypływał na powierzchnię. Nurt rzeki spychał go w kierunku krwiożerczej uczty. Zobaczył jak tysiące wygłodniałych ryb walczyło ze sobą o pokarm. Narastające uczucie strachu i chęć jak najszybszego przepłynięcia przyspieszyły jego ruchy. Podpływał do przeciwległego brzegu, a im bliżej był jego kamienistej krawędzi tym szybciej płynął, już teraz kraulem, który powodował dużo hałasu. Poczuł ciepło, z którego wybuchł ból, narastający i przeraźliwy. Ostre jak szpilki zęby dorwały się do mięsa. Nie pamiętał jak przepłynął odcinek paru metrów, to była szaleńcza ucieczka przed cierpieniem.
Okaleczony Ston wydostał się z rzeki. Przyczepione do rozszarpanych mięśni nóg dwie piranie nie przejmowały się brakiem wody. Roztrzaskał im głowy najbliższym kamieniem. Ból narastała cyklicznie, zmuszał do wrzasku. Biegacz spojrzał na zegar i przeklął.
- O kurwa twoja mać! Jeszcze tylko dwadzieścia metrów, ty karłowaty kurduplu. Myślisz, że nie dam rady? Otóż mylisz się! Dam radę!
Okaleczone ciało biegacza przypominało muchę ze zmiażdżonym odwłokiem. Metr po metrze przesuwał się do przodu, pozostawiał po sobie krwawą maź, co jakiś czas zamierał w odrętwieniu i krzyczał straszliwie.
- Jeszcze siedem metrów! Ty popaprańcu! Ty sadysto!… - wyrzucał z siebie wyzwiska i dalej ciągnął okaleczone nogi. Krzyki dawały mu ulgę w cierpieniu, więc sobie nie żałował.
- Jeszcze cztery metry, ty pieprzony kutasie z łbem jak dynia! Ty obwisły h...
Ston znaczył czerwoną smugą kamienisty brzeg, jak ślimak ciągnął za sobą mokry ślad, omdlewał z upływu krwi. Świadomość, która pałała nienawiścią do reżysera i autora jego cierpień, nie dawała się uśpić.
Telepata, Wielki Sade - jak go potocznie nazywano, patrzył z podziwem na hipnowirtuator numer cztery, który rozjaśnił się iskrami i nićmi wyładowań elektrycznych, z niedowierzaniem pokręcił głową, patrząc na krzyczącą w bólach postać.
- Jeszcze trzy metry! I co? Myślałeś, że nie dam rady! Ty skurwielu nie wyżyty. Ty samojebie wirtualny...
Are zebrał ostatki sił, uniósł tułów w górę i chciał przeturlać się przez ostatnie dwa metry, mięśnie rąk nie wytrzymały, runął nieopodal mety. Zabrakło mu dosłownie półtora metra do ukończenia biegu. Świadomość zanikała powoli, niemoc była bezwzględna.
W czarnej otchłani wyłonił się promyk światła. To była czwórka wypisana na jego osobistej butli z tlenem, usłyszał znajomy głos.
- To prezent ode mnie za pomoc w potrzebie. Ty mój wirtualny kochanku. Nie mogę patrzeć jak się męczysz.
Owładnęło nim uczucie ukojenia. Usłyszał dźwięk sygnalizujący metę. Cyberprzestrzeń wokół niego rozmazała się. Ukazało się rozliczenie punktowe na monitorze zegara kontrolnego:
PUNKTU ZA PRZEBYTĄ ODLEGŁOŚĆ + 5000 p
ZABICIE ATAKUJĄCYCH STWORÓW + 2300 p
USZKODZENIA DWÓCH NÓG - 2000 p
USZKODZENIE KOMBINEZONU - 1000 p
UTRATA KASKU - 1000 p
UTRATA MIOTACZA - 1000 p
UTRATA NOŻA - 1000 p
OBRAZA TELEPATY - 10 razy` - 1000 p
AKTUALNY WYNIK + 300 p
Czy za obrazę nie wystarczy ci słowo - „przepraszam? Musiałeś mi zabrać tyle punktów za tych parę słów prawdy. A wsadź sobie głęboko tego tysiąca, pomyślał z satysfakcją siedzący na hipnowirtuatorze numer cztery, wiedział, że go podsłuchuje obrażalski telepata.
Are był wyczerpany psychicznie i fizycznie, mało go obchodziły wyliczenia końcowe. Poklepał nogi z czułością. Niedawne przeżycia wydały mu się dalekie. Wszystko, co przeżył w czasie testu psychofizycznego, dało mu wiele do myślenia. Był z siebie dumny. Rozejrzał się po pomieszczeniu pełnym hipnowirtuatorów. Zatrzymał wzrok na sąsiadce, która właśnie uśmiechała się do niego z lisią satysfakcją, jej twarz promieniała pełnią zwycięstwa.
Ston miał mieszane uczucia, co do niej, odpowiedział mimo wszystko mrugnięciem oka i nieszczerym uśmiechem. Z rozczarowaniem stwierdził, że nie jest podobna do wirtualnej blondynki o niewinnych, niebieskich oczach. Brunetka o zawadiackim spojrzeniu nie miała obfitej budowy ciała, połączonej z cienką talią. Niestety była szczupła niczym modelka i przypominała kanciasty wieszak. Wisiało ich dużo w obecnej rzeczywistości, gdzie wysysanie tkanki tłuszczowej u chirurga plastycznego stało się tak powszednie jak przymierzanie ubrań przed zakupem. Słowa telepaty przerwały ocenę obserwowanej kobiety.
- Niech opuszczą salę ci, którym nie udało się dotrzeć do mety.
Kandydaci wstali i rzucając w stronę telepaty obraźliwe przekleństwa powoli przemieszczali się do wyjścia. Służba porządkowa pomogła im wychodzić szybciej. To przypomniało Stonowi przykre doświadczenia w czasie testu psychofizycznego. Zapałał nienawiścią i żądzą zemsty.
- Ty sadysto - wycedził przez zęby i dodał z satysfakcją. - Karłowata świnio, jak możesz się tak znęcać nad ludzmi?
- Ależ panie Are! Spokojnie! Bez obrazy! To jest moja praca! Staram się z niej wywiązać jak najlepiej. Moje główne zadanie to selekcja - tłumaczył się pośpiesznie człowieczek o przenikliwym spojrzeniu. - Pana sąsiadka ukończyła bieg z punktacją większą o tysiąc punktów, ale ja nie będę pamiętliwy i anuluje Panu ujemne punkty za obrazę mojej osoby. Tak, więc reasumując wynik, przeszliście pozytywnie test z taką samą punktacją i od tej pory będziecie parą zwiadowców w załodze promu kosmicznego. To bardzo odpowiedzialna funkcja, wymagająca najwyższych kwalifikacji - starał się łagodzić sytuacje i widząc jak twarz Are rozjaśnia się radością zwycięstwa, dodał już spokojniej. - Dożyliśmy czasów, kiedy bardzo trudno o idealnie zdrowego człowieka. Dlatego wymagane jest gruntowne sprawdzenie, przede wszystkim pod względem zdolności psychofizycznych, a co za tym idzie i seksualnych.
Sąsiadka mrugnęła do Stona zielonym okiem, uśmiechnęła się zalotnie i nachylając głowę w jego stronę wyszeptała.
- Miło mi. Tym bardziej, że już wiesz, co lubię najbardziej - zrobiła z ust dzióbek jakby ssała smoczek - Będziemy stanowili doskonałą parę - Ty mój wirtualny kochanku. Słodki koniku bujany - nachyliła się jeszcze bardziej do jego ucha i dodała pieszczotliwie. - Będę cię ujeżdżała, co noc, aż będziesz kwiczał jak kastrowany ogier.
- Sama się ujeżdżaj chuda szkapo! - Powiedziawszy Ston i poczuł się wspaniale. Wstał i zaczął wychodzić. Nie zwracał uwagi na kobietę, która na chwilę zaniemówiła. Karłowata postać, która oderwała jakąś kartkę z drukarki wołała za nim, wymachując jakimś papierem.
K O N I E C
Dodaj komentarz